Przy wyjezdzie z San Cristobal po raz pierwszy spotkalismy Oscara, argentynczyka od dwoch lat podrozujacego autostopem po srodkowej i poludniowej Ameryce. Jak sie okazalo nie po raz ostatni. Rozpoczal sie swego rodzaju autostopowy wyscig, do samego konca mijalismy sie po drodze (czasami gdy myslelismy, ze Oscar zostal za nami, ten juz na nas czekal :), a jeden z etapow zrobilismy razem na wspolnej pace...
W koncu wyladowalismy pod Palenque (El Panchan bezposrednio pod piramidami) w przytulnej chatce posrodku dzungli (ktora przypominala nam Tajlandie, nawet skorpion byl - tyle, ze niebieski :) Bezapelacyjnie polecamy to miejsce, wyluzowana atmosfera, sporo mlodych ludzi. Kazdy znajdzie cos dla siebie, imprezy jak i spokojny relaks nad strumykiem. Wlasciwie szkoda, ze spedzilismy tam tylko dwa dni.
Rano zwiedzamy ruiny, swietnym pomyslem bylo zerwanie sie skoro swit i wejscie na teren w momemncie otwarcia. Zero turystow, pogoda do zniesienia i piramidy tylko dla nas. Nawet sprzedawcy badziewia dopiero leniwie zaczynali sie rozstawiac.
Pod wieczor probowalismy zdobyc nieszczesliwe stemple do paszportow (juz trzy tygodnie przebywamy nielegalnie w Meksyku ;) ale jak zwykle ´Immigration´ okazalo sie urzedem widmo. Najpierw pojechalismy na lotnisko, na ktorym trzech znudzonych ochroniarzy nic o urzedzie nie wiedzialo, o samolotach chyba rowniez, bo nie wygladalo jakby sie tam cos dzialo... Dowiedzielismy sie, ze urzad jest kilometr dalej, po kilometrze, ze dwa, a w kolejnym sklepie, ze cztery... Skoro wyraznie urzad przed nami uciekal, dalismy za wygrana i wykonczeni wrocilismy do naszej dzungli. Po drodze, lapiac stopa spotkalismy nikogo innego jak Oscara we wlasnej osobie :) (oczywiscie tez lapal stopa). Razem wrocilismy do El Panchan a wieczorem argentynczyk, jako ekspert od ameryki poludniowej, udzielil nam wielu cennych wskazowek. Min. jak dostac sie z Panamy do Kolumbii.
Oscar zostal pod wielkim wrazeniem Ekwadoru, wedlug niego to najfajniejszy kraj poludniowej Ameryki (spedzil tam pol roku), za to podobno w Peru niemozliwe jest podrozowaniem autostopem za darmo. Zobaczymy.
Z ciezkim sercem opuscilismy El Panchan i w koncu dotarlismy do Tenosique (niedziela). Los nad nami czuwa, bo kierowca wyrzucil nas pod samym ´Immigration' gdzie natrafilismy na najbardziej uprzejmych urzednikow na swiecie ;) Nie tylko podbili nam paszporty, ale zwolinili takze z obowiazujacej oplaty turystycznej (450 peso za dwie osoby ok. 100zl).
Jutro przeprawiamy sie przez rzeke do Gwatemali. Mamy nadzieje, ze uda nam sie wynegocjowac dobra cene za lodke...
Jak bylo w rzeczywistosci napiszemy w nastepnym odcinku (Piramidy cz2. Tikal).