Jestesmy w Meksyku!
Czujemy sie tu zdecydowanie bardziej swojsko, jedyny mankament to nasze spore braki w hiszpanskim, ale mamy nadzieje sie szybko podciagnac.
Na granicy nikt sie nami nie interesowal, nawet nie pokazywalismy paszportow. Dopiero pozniej zaczelismy sie nieco niepokoic brakiem stempla, ale coz, oby przy wyjezdzie bylo rownie bezproblemowo...
Lapanie stopa w Meksyku jest dosyc popularne, z tym, ze lokalesi robia to bardziej bezposrednio. Podbiegaja do zatrymujacych sie samochodow i pakuja do srodka (lub na pake). Drugi sposob to podlaczenie sie do kogos. Juz dwukrotnie zdazylo sie, ze zanim zaladowalismy nasze plecaki, nie wiadomo skad do samochodu pakowal sie juz kolejny pasazer.
Pierwszy nocleg w Meksyku nie byl zbyt udany, wybralismy najtansza hotel, ktory okazal sie ostatnia nora w miescie (ale cena byla kuszaca). Na szczescie zmienilismy klimat i teraz wylegujemy sie na plazy w nadmorskim miasteczku San Carlos, nawiedzonym dwa tygodnie temu przez huragan. Dzieki temu, ze jestesmy Polakami (oraz huraganowi) udalo sie nam wynegocjowac nizsza od powszechnie tu obowiazujacych cen. Postanowilismy odpoczac tu okolo trzech dni aby nabrac sil przed dalsza podroza.