Po kilku dniach autostopowej posuchy (pokonywalismy odcinki nie dluzsze niz 30km), na granicy Oregonu i Kaliforni, stracilismy juz zupelnie nadzieje, na szybsze opuszczenie stanow, gdy w koncu zatrzymal sie Ten kierowca.
Max Teksanczyk z krwi i kosci, wybral sie w podroz swojego zycia.
Wsiadajac do samochodu, nie wiedzielismy jeszcze, ze spedzimy razem cale piec dni. Okazalo sie, ze ma podobny plan do nas, a wiec park narodowy Redwood, San Francisco i Wielki Kanion i zgodzil sie zabrac nas ze soba.
Max okazal sie fantastycznym gosciem, idealem kazdego autostopowicza. Nie omieszkiwal zatrzymywac sie we wszystkich ciekawszych miejscach, a trzeba przyznac, ze wiele wzbudzalo jego ciekawosc :)
Ma tez wielkie serce, pierwszego dnia postawil nam pokoj w motelu a takze pyszna kolacje, mimo ze sam mial w zwyczaju zywic sie tylko kawa z dwoma paczkami fajek.
Autostrady 101 i 1 to byl swietny wybor, caly czas wzdlu oceanu w otoczeniu gor i lasow.
Jedynie przy ogladaniu mostu Golden Gate w San Francisco nasz fart na chwile nas opuscil. Most (i tylko most) pograzony byl w mgle, pomimo iz w miescie byla fantastyczna pogoda...