Pożegnaliśmy się z Wietnamem z miłym akcentem na koniec, bo Sajgon (Ho Chi Minh City) okazał się całkiem fajnym miastem. Zaliczyliśmy też rajd na skuterze w trzy osoby (my plus kierowca moto-taksi) z naszymi dwoma plecakami i do tej pory nie wiemy jak to było możliwe, takie rzeczy to tylko w Wietnamie.. Żeby było jeszcze weselej kierowca nie szczędził ciekawych manewrów jak jazda po zatłoczonym rondzie pod prąd i nawet nikt na niego nie trąbił bardziej niż zwykle :)
Jednak naprawdę miło poczuliśmy się dopiero w Kambodży, zupełnie inny świat. Kraj biedniejszy ale nie ma tego naciągania na kasę i czujemy się tu mile widziani a nie tylko nasze portfele. Ludzie są jacyś bardziej zrelaksowani i uśmiechają się, trochę podobnie jak w Tajlandii trochę jak w Ameryce Łacińskiej (to chyba zasługa tego, że każdy ma tu hamak przed domem).
W Kambodży na początek pojechaliśmy obejrzeć słynne Świątynie Angkor, robią wrażenie i nic dziwnego że przyciągają rzesze turystów, ale żeby obejrzeć wszystko chyba potrzeba kilku dni. Nam sił starczyło na kilka godzin ale najważniejsze zobaczyliśmy :)