Na szczęście przy powrocie z parku obyło się bez dłuższych przestojów i sprawnie paroma stopami mknęliśmy cały dzień do granicy argentyńskiej. Ostatni kierowca nie tylko jechał do przygranicznego miasta ale zorganizował nam też darmowy nocleg w zaprzyjaźnionym domu dla pracowników tutejszego operatora komórkowego. Rano pojechaliśmy jeszcze zobaczyć drugą największą elektrownię wodną na świecie - Itaypu i koło południa byliśmy już w Argentynie (a chwilę wcześniej w Brazylii:)
Poczuliśmy się jakbyśmy z Ameryki Łacińskiej wrócili nagle do Europy, wszystko takie ładne i poukładane, jak się niestety okazało ceny też bardziej europejskie. Chyba po prostu musimy pogodzić się z tym, że będziemy teraz wydawać dwa razy więcej bo ile można jechać na kanapkach..
Rano wybraliśmy się wśród tłumu turystów zobaczyć słynne wodospady Iguazu i to było naprawdę coś! Potężne, głośne i bardzo widowiskowe.
Następnego dnia pełni zapału (słyszeliśmy wiele razy jak to super jeździ się po Argentynie stopem) wyszliśmy na drogę i pokonaliśmy 100 km przez cały dzień, masakra. Jak tak dalej będzie szło to trochę nam zajmie droga do Patagonii..