Uf, w koncu udalo sie doleciec ! :) Troche skolowani dotarlismy na miejsce, wiec na poczatek nie za ambitnie - troche plazowania, troche spacerkow i wjazd na Glowe Cukru.
Co do miasta, to nie byla to milosc odpierwszego wejrzenia ale jak wyjezdalismy zal bylo sie rozstac z tymi kilometrami plaz. Ech, fajnie byloby po robocie skoczyc sobie czasami poplazowac. Widac po mieszkancach ze sluzy im taki tryb zycia, wszyscy sa jacys wyluzowani i zrelaksowani.
Nas najwiecej stresu kosztowala nas pogon za bankomatami - nie dosc ze ciezko znalezc jakis dzialajacy to po jednym uzyciu bank zablokowal karty ze wzgledu na podejrzane miejsce transakcji.. W koncu jakos sie udalo wyciagnac tysiaka ale calosc poszla na bilety (gosc w agencji 2 godz. musial czekac z zamknieciem az mu zdobedziemy te kase, a na koniec zabraklo nam 30 Reali, ktore mamy oddac jak znowu bedziemy w Rio :) Nie zostala nam kasa nawet na powrot do hostelu ani na wode, a bank zdazyl zablokowac ostatnia karte. Chcac nie chcac z 1 realem w portfelu dowleklimy sie z buta i biorac internet na zeszyt udalo nam sie przez Skypa zadzialac z kartami, ale stresik byl..:)
Nastepny przystanek kolonilane misateczka OuroPreto i Mariana.