Po odwiedzeniu największej atrakcji turystycznej w Kambodży pojechaliśmy do Battambang. Samo miasto może nie jest aż tak atrakcyjne ale wypożyczyliśmy motorek i po krótkim kursie zmieniania biegów (pierwszy raz nie był to automat) ruszyliśmy na rajd po okolicznych wioskach podglądając życie mieszkańców. Bardzo fajne doświadczenie, trochę nas wytrzęsło i przykurzyło ale zawsze mogliśmy się zatrzymać się na zimną colę albo arbuza z przydrożnego straganu. Czasami mogliśmy uciąć pogawędkę przy sklepie ale spotkaliśmy niezbyt wiele osób bo w ciągu dnia mieszkańcy Kambodży preferują odpoczynek w hamaku. A z cieniem nie ma problemu bo domy budowane są na szczudłach tak, że powstaje zawsze zacienione miejsce gdzie można zawiesić hamak, odpocząć na kanapie, zjeść obiad z cała rodziną, zaparkować skuter i tysiąc innych zastosowań :)
Fajnie było w Battambang ale zaczęło nas ciągnąć nad morze i następnego dnia pojechaliśmy do Sihanoukville a stamtąd na pobliską wyspę. Za 10 $ wynajęliśmy sobie chatkę kilka metrów od morza gdzie spędziliśmy leniwe trzy dni z prądem włączanym między 6 a 11 wieczorem i usypiającym szumem fal za oknem..
Jeszcze kilka dni w Kambodży i lecimy do Indii, już nie możemy się doczekać :)