Po zwiedzaniu Anchorage (ktore nie zrobilo na nas najlepszego wrazenia, takie amerykanskie Krupowki), przyszedl czas ruszyc dalej, a wiec sprawdzenie jak dziala autostop na Alasce.
Przebycie 370 mil czterema stopam zajelo nam 8 godzin.
Poczatkowo bylo fatalnie, zimno, pochmurno, nikt sie nie zatrzymywal.
Po godzinie wreszcie zatrzymali sie Kevin i Keara (2letnia suczka, ktora wlasciciel traktowal jak corke). Nastepnie, krotki odcinek z para mormonow i dwojka z ich osmiorga dzieci :)
Jak sie okazalo nigdy nie brali autostopowiczow, ale dla nas zrobili wyjatek, a nawet podrzucili nas dalej niz sami jechali.
Po tym nastapil kryzys, zostalismy sami na deszczu w szczerym polu i raczej nikt nie kwapil sie by nas stamtad zabrac. Na szczescie zlitowaly sie nad nami dwie dziarskie emerytki. Fantastyczne uczucie znalezc sie po godzinie stania na deszczu w ogromnym, cieplutkim vanie.
Ostatni odcinek z Catwell do Fairbanks to marzenie autostopowiczow. Czekalismy ok 5 min i nawet nie machalismy, gdy zawrocilo po nas dwoch chlopakow (dwoma samochodami). Do jednego wrzucilismy bagaze a do drugiego zapakowalismy siebie. Nasz kierowca 21letni chlopaczek nie oszczedzal silnika i dystans pokonywalismy naprawde szybko, rownoczesnie byl bardzo ciekawy swiata, co chwile pytal o Polske i kazda odpowiedz kwitowal entuzjastycznym "Cool", "Wow" itp. :)
Na koniec zostalismy jeszcze obdarowani przez studentow University of Alaska Fairbanks czterdziestoma dolarami, mapa alaski, polowa galona mleka czekoladowego oraz najwieksza kanapka swata.
Pierwszy autostopowy dzien zakonczylismy w namiocie na malej polance z napisem "NO CAMPING", jak mozna sie domyslec, w nocy wyjatkowo grzeczny policjant poprosil nas by rano udac sie gdzies indziej, co tez zrobilismy :)