Nasz postoj w Ilheus okazal sie malo owocny. Trafilismy tam w niedziele i okazalo sie ze miasto jest praktycznie wymarle – najwyrazniej wszyscy Brazylijczycy spedzaja weekendy nad oceanem – farciarze.. Poniewaz nie moglismy liczyc na wycieczke do pobliskiego ekoparku, postanowlismy pozwiedzac opustoszale miasto. Okazalo sie, ze wszytskei wazne miejsca zwiazane sa z najbardziej znanym brazylijskiem pisarzem Jorge Amado. Troche nam sie glupio zrobilo, bo nigdy o gosciu nie slyszelismy, ale po tym jak obejrzelismy jego dom, knajpe gdzie pil kawe i pisal, kosciol gdzie rozegrala sie scena z jego ksiazki itd.. obiecfalismy sobie zapoznac sie z jego tworczoscia po powrocie :)Poniewaz w miedzyczasie wyklarowal nam sie nowy plan dalszej podrozy zostalismy tam tylko jeden dzien i wsiedlismy w autobus na kolejne siedm godzin, potem jesszcze pltora godzinki na lajbie i wyladowalismy na tej rajskiej wyspie. Od razu otoczyli nas kolesie z taczkami ale tylko my bylismy chyba zdziwieni tym widokiem. Reszta zadowolona zapakowala na nie swoje walizy z instrukcjami dokad maja byc zawiezione. O dziwo jeszcze nikt nie wpadl na to zeby samemu posadzic tylek na taczce i dac sie zawiesc :) My z plecakami postanowilismy tym razem troche dluzej poszukac noclegu i okazalo sie ze bylo warto. Troche wprawdzie zlalismy sie potem przy okazji ale wyladowalismy w koncu w malej "pousadzie" nad samym oceanem z balkonem i hamakiem - tego nam bylo trzeba, a jeszcze cena calkiem znosna (jak na Brazylie, ktora droga jest potwornie i juz dawno przekroczylismy zaplanowany budzet).Plaz mamy tu pod dostatkiem, bialy piasek, woda nie za gleboka, ciepla i czysta. Dni uplywaja na plywaniu, opalaniu sie, jedzeniu, odpoczynku na hamaku i znowu od poczatku. Cale szczescie ze nie ma teraz szczytu sezonu, mozna sobie wyobrazic jakie tlumy tu zjezdzaja i szczerze mowiac wcale sie im nie dziwimy.. Zdecydowanie brakuje nam takiego miejsca w Polsce (i takiej pogody w listopadzie tez :)